Znowu przyszła po kryjomu, do zarośniętego
wrzosem kopczyka. Zleciały się za nią
ptaszyska, przycupnęły. Słuchają, jak święta
Mario,
łaskiś pełna płynie z jej z ust, jak łzy.
Krzyża
nie ma i nie będzie - ile to już lat uparcie
powtarza. Z posklejanej fotografii śmieje
się
do niej szczerbaty chłopczyk w płóciennej
koszuli.
Tutaj mam cię żywego, synku.
W ziemi pogrzebała znaleziony na bagnach
trzewik, drewnianego konika, koszulkę
od chrztu i obrazek z Bozią, bo to teraz
święte
miejsce. Odtąd zachodzi tu co dnia i
czeka.
Wczoraj przyśnili jej się synowie,
wszyscy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz