sobota, 6 lutego 2016

Irmina Kosmala - LARY I PENATY


„Klucz sytuacji często tkwi w zamku sąsiada”  - z aforyzmem Stanisława Jerzego Leca z pewnością musiała zostać zaznajomiona we wczesnym dzieciństwie siedmioletnia Ewka, narratorka i bohaterka  większości opowiadań Gniazdozbioru Mirki Szychowiak, bowiem co dzień bacznie podglądała swych współmieszkańców wielopiętrowego szarego bloku, w którym przyszło jej żyć w osobliwym socjalistycznym czasie. Sąsiedzkie mieszkania były dla Ewki (ale i nie tylko dla niej) żywiołem egzystencji, motorem napędowym dni, a i nierzadko nocy. To tam rozgrywały się dramaty i romanse; tam nuda nigdy nie miała dostępu. Esencją życia wydawało się być zatem nie swoje, a cudze gniazdo.
Ale były to czasy przedtelewizyjne. Dziś już nie trzeba pod niczyje drzwi się podkradać, by podsłuchać, o czym szumią sąsiedzkie myśli. Wyręcza nas w tym zadaniu wszechwiedzące medium. Wszystkie możliwe scenariusze z dobrym i złym zakończeniem znajdziemy bowiem na naszych płaskich szklanych ekranach, zawieszonych w centralnych miejscach domostw. Pewnie dlatego opowieść dorastającej na naszych oczach bohaterki wydaje się być podszyta nostalgią.
Zajrzyjmy zatem do „Gniazda”, pierwszej części opowiadań. Spotkamy w nim choćby  tajemniczego pana w długim skórzanym płaszczu i kapeluszu, który dziś żadnemu siedmioletniemu dziecku nie skojarzyłby się z ubekiem, co najwyżej  - w ekstremalnych sytuacjach - z pedofilem lub ekshibicjonistą. Tajemniczy nowoprzybyły  lokator, na szczęście dla mieszkańców opisywanego bloku, nie miał natury ani zboczeńca, ani szpiega. Szybko też zaskarbił sobie sympatię dziewczynki po tym, jak w odwecie za pomówienie załatwił swoje cięższego kalibru potrzeby  pod drzwiami piwnic wścibskich i równie ciekawskich co Ewka sąsiadek. Ciekawskich,  ale z tą różnicą, że panie Teresa Durczakowa z Lodzią Mączkową wyposażone były w cechę, której innym brakowało: intryganctwo. Skłócały przez to wielu ludzi z sobą i nierzadko donosiły na swych pobratymców do władz administracyjnych. Wówczas delikwent albo musiał albo dostosować się do narzuconych okoliczności, albo zmienić lokum (opowiadania: „Psiara”, „Noga”).
Ale nie tylko intryga, plotka czy wścibstwo stały się w „Gnieździe” współbohaterkami opowieści. Mama Ewki, Irena, pełniąca funkcję „pani blokowej”, czyli spowiedniczki, orędowniczki, rozjemczyni -  i co tam jeszcze sobie Państwo życzą -  w jednym, zaprowadzała córkę do mieszkań, w których ludzie co dzień czekali na jej pomoc. Niewidomy zawiadowca stacji czy zidiociała babka z oświęcimskim numerkiem na przedramieniu(„Biel”, „Wzgórze Olgi”) - to specyficzna grupa lokatorów tego wielkiego gniazda – to gniazdownicy, niepotrafiący żyć bez czyjejś pomocy. Dobroć Ireny zszywała dziurawe dni tych ludzi w całość, dawała otuchę i wiarę w drugiego człowieka.
Kolejną bohaterką, zaraz obok Życia, w „Gnieździe” jest Śmierć. Wiadomo, że pojawia się zawsze nie w czas. Bierze nas z zaskoczenia, wykrzywiając usta w retoryczne: „- To już?”. W taki sam sposób dopadła zarówno małą Krysię, jak i starego Buczkowskiego, któremu sąsiedzi odmówili pomocy, biorąc zawał serca za rutynowe pijańskie pokładanie się po krzakach.
Dwuczęściowy tom opowiadań Mirki Szychowiak, w skład którego wchodzi ponad dwadzieścia krótkich utworów, objawia nam twórczynię świadomą reguł uprawianego fachu. Przybliżone przez autorkę historie nie są watowane zbędnymi opisami czy nudnawymi dygresjami. Krótkie fabuły przybliżają nam nieco zatarty już przez naszą pamięć czas, w którym to podglądanie, podsłuchiwanie i obgadywanie stanowiły codzienność bloków i ich  mieszkanek – pań „okiennic”, „stójek” tudzież „ławkowych”.
Wczytując się zatem w opowiadania Mirki Szychowiak mamy wrażenie repetycji czegoś znanego, doświadczonego, nam bliskiego… Zawarte w tomie ludzkie historie  są niczym kultowy „Miś” Barei – komiczne i tragiczne w swej wymowie. Puenty często musimy dopowiedzieć sobie sami.
Modelową sytuacją „Gniazda” jest spotkanie małej dziewczynki z ludźmi różnej kondycji. Dzięki temu poznaje  ona wielorakie odcienie życia, doświadcza też utraty przyjaciółki, a z okna swego mieszkania widzi śmierć sąsiada. Z czasem dorasta i „gniazdo” robi się dla niej zbyt ciasne. Rozszerza więc horyzont spotkań o las i wieś, w której żyje babcia.
Zupełnie inny wydźwięk będzie miało sześć opowieści zawartych w drugiej części książki, zatytułowanej „Zbiór”. Tu narratorką będzie dojrzała już kobieta, rodzaj „dzikiej róży”, rosnącej samotnie. Poznamy kobietę empatyczną, wsłuchującą się w potrzeby innych, często zadziwiającą nas swym zachowaniem.
Gniazdozbiór to zatem zabawna i ciekawa przechadzka po galeriach różnych osobowości. To przypomnienie, że pewne cechy są nam wszystkim wspólne, niezależnie od gniazda, w którym się wykluliśmy.
Mirka Szychowiak „Gniazdozbiór” ME-KOMP, Warszawa 2015, str. 124
Irmina Kosmala