Muszę wyjść z domu, chociaż na zewnątrz
duszno, małe, wredne muszki wpadają
na człowieka, wchodzą mu do nosa.
Duszno, jak już wspomniałam i jaskrawo
od słońca; nie mam lasu i rzeki, nawet
strumienia nie mam, ale muszę stąd
wyjść, bo się wścieknę. Jak już wyjdę
wszystko się ułoży, spotkam jakąś drogę
może znak albo kamień, jakieś puste pole
sarny i różne robaki. Żadnego człowieka.
Nie znajduję w ludziach niczego ważnego
ale to mnie chwilowo nie martwi.
Chcę nikogo nie słyszeć, żadnych słów
nie chcę. Tylko odgłosy - szelesty i piski
bo zrobiłam się ostatnio jakaś romantyczna
i zamierzam sama przez to przejść.