wtorek, 28 lipca 2015

Do stołu

Łapać, łapać, nie puszczać, do gardła wepchać. Zaklepana.

Ciało, ciało żywe, toczy się życie
w cienkim płatku. Do pańskiego
stołu ludożerców zbliża się tłum.

Ginie w ich ustach to kruchutkie
ciało bez zapachu i smaku;  im jest
wszystko jedno, oni przyszli się tylko
rozejrzeć przez chwilę, potem trzeba
uciekać, bo świece już gasną, mdły 

 dym się sączy, ból rozsadza głowę.
 

Ktoś się wyłamał, klęknął po posiłku,
pochylił nisko, coś do siebie mówi.
Ja już nie usłyszę, bo właśnie wychodzę.
Głodna, wystraszona kryję się za drzwiami.

Czy ktoś mnie nakarmi czy ktoś ze mnie
zetrze tę pleśń i tę lepkość, do której lgnie
brud? Ja mogę jeść wszystko i mogę jeść
wszędzie, nie jestem wybredna, nie proszę
na zapas, jest mi obojętne, kto będzie
kelnerem, jaka będzie cena mego nasycenia.

Nie chcę tylko spłonąć, zanim się nie najem,
nie strawię do końca ciszy, co się zbliża.





niedziela, 19 lipca 2015

Przesiadka

Wściekłość to paliwo, na które mam
zniżkę
zamknięte oczy i noga na gazie.

Nie widzi, gdzie pędzi, kto idzie, nie
słucha – jeśli coś się urwie, to nawet
nie stanie, nie spróbuje skleić tego, co
odpadło. Głowa się wypełnia jak
balon powietrzem
jesteś coraz większa,
ale jakby lżejsza, mniej czuła na ogień,
który cię od spodu nachalnie próbuje
oderwać od ziemi. Czy jest jakiś wybór,
jakaś inna droga i miejsce, by zrzucić
ten nadmiar paliwa, zdjąć nogę z gazu,
zostawić bagaże i pójść na piechotę?

Wniknąć w jakiś spokój, w tę pieszą
wyprawę, zedrzeć podeszwy i otworzyć
oczy, widzieć to wszystko i na wszystko
patrzeć i przytrzymać głowę, żeby

nie uciekła, żebyś nie została sama

z tym burdelem.






wtorek, 14 lipca 2015

Sobie



Wieczorem ludzie wracają do domów
i pustoszeje brzeg rzeki - nasz ulubiony
nocny lokal. Dobrze zanurzyć się w wodzie
i chrupać spadające z nieba złote skwarki .

 
Przychodzimy tutaj, gdy już niczego nie
musimy się bać. Warstwy ochronne leżą
na brzegu; przywieramy do siebie bez lęku.
Ale to nie noc i bezludzie usypiają
 pojawiające się w nas szmery- to my
 
i Bóg wie, co.

czwartek, 9 lipca 2015

Wtedy

Pewnie, że ten dzień nadejdzie.
Nazywam to długim snem, wtedy łatwiej
wymieszać go z przyczajonym strachem.

Lęki chodzą środkiem, wymuszają czołowe
zderzenie. Wchodzę w to, ale nikt mnie
nie spotka ze zgonem wypisanym na twarzy.

Na razie myślę – ile wziąć ze sobą, ile
zostawić, co zniszczyć, a co uznać za niezbity
dowód, że tu byłam. I kto to przechowa?

Kiedy się dowiem, że ktoś chce pamiętać,
odezwę się.

środa, 8 lipca 2015

Wirus





Chyba cię kocham - powiedziałam.
Poczuł się zobowiązany i żegnaj wianku.
Okłamałam go z ciekawości; skąd mogłam
wiedzieć, że świeżo otwarta kobieta traci
wzrok i szybko zamyka się od nowa?

Zapisana z błędami na wąskich marginesach
za wcześnie chciała być gotowa, na czysto.
Z zamkniętymi oczami nie przedrze się przez
tę biel, nie przejdzie na drugą stronę wolna.

Z czegoś zrobić zero. Bardzo śmieszne.