piątek, 17 grudnia 2021

Karol Maliszewski - Uwaga, obiekt monitorowany

W najnowszym tomie poetki z Księżyc, Mirki Szychowiak, zatytułowanym Uwaga, obiekt monitorowany („Wydawnictwo j”, Wrocław 2020) na pierwszy plan, moim zdaniem, wysuwa się rozmowa z ogrodem. A dlaczego? Rzadko kto z taką czułością rozmawia z rozmaitymi wiechciami krzywo zarastającymi zapuszczony ogródek. Chodzi mi o wiersz ze strony 52. Jego tytuł brzmi Było minęło.

(...)

Każdy z was miał swój kawałek ziemi. I co?

Forsycja wlazła na kuklika, sponiewierała,

wgniotła i wypięła na wszystkich żółty tyłek.

Najstarsza, a taki brak odpowiedzialności.

 

Mówiłam przecież: orliki z tyłu, z boku smagliczki.

Czemu nasturcja splątała się z bluszczem? Obłęd.

A maluchy gdzie? Po prostu granda w biały dzień.

Ej, sedum spurium, odchyl się trochę, kolego, boś mi

armerię maritimę wdusił w ziemię, zaraz padnie.

 

Że jak? Niby niektórych traktuję ulgowo, tak?

Floksy jak zwykle podjudzają. Ona nie jest żadną

królową. Oddałam ją wam pod opiekę, bo dziczała

w rowie. Niech goździki nie plotą – nie pokłułaby,

gdybyście jej nie dokuczali – jest jak kotka, schowa

pazurki, kiedy zaczniecie ją traktować po ludzku.

(...)

 

Wyjątkowo mocno wybrzmiewa w tym utworze specyficzny ton całej książki, wyjątkowe nastawienie do ludzi i świata. Chociaż rozmawia się z roślinami, to w gruncie rzeczy jest to dalszy ciąg opowieści o ludziach, o szczególnym ich rodzaju. O bezradnych, nadwrażliwych, niepewnych, w przedziwny sposób wykluczających się na własne życzenie. I to właśnie pośród nich uwija się persona liryczna, stworzona przez poetkę, niby dobra matka lub czuła i troskliwa pielęgniarka.

Kolejny ważny składnik tego poetyckiego gestu – skala empatii niespotykana na co dzień w innych obecnie wydawanych książkach, wręcz ocierająca się o egzaltację, ale to szlachetna egzaltacja, wręcz święta. W tonie, który próbuję tu określić, słychać niekiedy dobrotliwe zrzędzenie, lecz nie ma w nim złośliwości. To raczej dobroduszne strofowanie, które brzmi jakby ktoś mruczał do samego siebie (do samej siebie), będąc jednocześnie gotowym na współuczestnictwo, na natychmiastową interwencję. Każdy wiersz Szychowiak jest w tym sensie interwencyjny, okolicznościowy, a okoliczność zawsze ta sama – komuś dzieje się krzywda, życie go (ją) dopadło, trzeba reagować na gorąco, wyruszać z wierszem na pomoc. Żeby przytulić, znaleźć chwilę czasu na rozmowę, na opis, na ciepły i współczujący morał.

I taki też jest język owego lirycznego „zaopiekowania” – prosty, potoczny, po ludzku serdeczny. Jeżeli pojawiają się w nim nuty żalu czy wściekłości, to wyraźnie skierowane przeciwko biedzie, niesprawiedliwości i bezduszności, przeciwko wykluczającemu porządkowi świata. Zastanawiam się wobec tego, czy to nie jest najbardziej bezradna (w sensie: obnażona) książka Mirki Szychowiak. Do tej pory starała się tę swoją czułość jakoś maskować czy markować, tutaj pozwala jej na więcej, a może nawet na wszystko. Ryzykowny krok, lecz dziwnie czysty i szlachetny w morzu gadulstwa i poetyckiej mowy zdobniczej ostatnich lat. Tak jakby już nie było czasu na udawanie – trzeba mówić wprost i od serca dla dobra świata, dla dobra tej lokalności, którą wiersz Szychowiak współtworzy. Zwróćmy uwagę – poeta (poetka) świadomie i z całym przekonaniem wybiera lokalność, wybiera „dół” i ten dół wspiera swoją uwagą i energią, co, owszem, posunięte bywa do „rozczulenia”, które ma ratować świat, niwelować jego sztuczność, oficjalność i coraz większe braki emocjonalne, wybrzmiewa jednak mocno i wiarygodnie. Jak to było u Norwida? „Z rzeczy świata tego zostaną poezja i dobroć”. Z równie przekonującą w to wiarą obcujemy w poezji Mirki Szychowiak.

 

poniedziałek, 23 sierpnia 2021

KUP MI LAS a do tego

 

Chyba pojechałeś na Marsa szukać tego lasu

 - zdążę parę razy umrzeć, zanim go  znajdziesz.

Piszesz o dodatkowych kosztach – czy ja cię

ograniczam? Napisz tylko, jak mam to rozumieć.

Nie wiem gdzie szukasz -  czy to w ogóle jest

Polska? Tego nie ustaliliśmy, a ja tylko Polski chcę.

 

Wiesz, mam tutaj dużo pustego czasu i  więcej

myślę, trzymam się od ludzi z daleka i to jest ta

złota kuracja, która mnie wyprowadzi na właściwą

ścieżkę. Niech to trwa, ile musi trwać, taki jest

koszt wyzwolenia, które mnie ocali. I mój las na

zbudowanie swojego świata jeszcze raz. I życia.

 

Wiem, że trudno ci zrozumieć, jesteś taki cacany

uległy, wygodny, gdzie cię ugryzą, tam się podrapiesz

i myślisz, że tak będzie zawsze. Byłam taka przez chwilę

i popatrz, w jaką chujnię świat mnie wpuścił bez

ostrzeżenia. I teraz ma być tylko alleluja i do piachu?

To nie ze mną i nie mnie. Idę pomyśleć, czego jeszcze

mogę chcieć oprócz lasu i wody. Jakiejś góry? Dam znać.

 

 

KUP MI LAS i jeszcze

 

Nie mówisz mi wszystkiego, myślisz

jak oni, że wystarczy krótki komunikat

bo i tak nic więcej do mnie nie dotrze.

Dotrze, bądź pewien. Ludzie są żałośni.

 

 

To miejsce mnie wyostrza, więc nie

pierdol, że u nas nie ma lasów ma moją

miarę. Bo nie są ogrodzone, zamknięte

- to masz na myśli? Coś mi się zdaje, że

 to ty powinieneś się leczyć na głowę.

 

Dzisiaj dostajesz pierwsze ostrzeżenie, nie

graj ze mną w durnia, idioto, tylko lepiej

się staraj. Piszesz: są tylko duże lasy, których

nie upilnuję. To już nie twoje zmartwienie.

 

Zapomniałam ostatnio wspomnieć

że powinna tam być jakaś woda, nawet

mały, wąski strumyk. Dla mnie i dla nich.

Nikomu nie może zabraknąć wody

w moim lesie. Za coś ci przecież płacę

więc szukaj, aż znajdziesz. I pisz wyraźniej,

bo oślepnę przez te twoje kulfony.