piątek, 16 stycznia 2015

Franka Matros



    
   Kilka miesięcy po awanturze u Krzaków, Franka Matros przeprowadziła się z drugiego piętra do mieszkania na parterze. Namówiła Dziunię, żeby poszła z nią do administracji i zaświadczyła, że Franka ma lęk wysokości i nachodzą ją samobójcze myśli. Dziunia na konferencji podwórkowej z plotkarami opowiadała, że kierownik nawet się nie zastanawiał, tylko od razu przywalił na podaniu pieczątkę. Mieliśmy więc Frankę koło siebie, w drugiej części korytarza, wystarczyło tylko przejść przez klatkę schodową. Krzywy był wściekły:
– Co za podstępny babsztyl! – przyszedł kiedyś do taty – Kaziu, mamy przesrane. Nie dość, że okno na podwórko i będzie szpiegować, to blisko mnie. Niech nie myśli, że znowu zacznę się z nią zadawać. Moralność u mnie to najważniejsza sprawa, a ona nierząd popiera i kurwiarzy.
– Dalej ci się sprawa Krzaków czkawką odbija? – zaśmiał się tata – Nie bądź taki pamiętliwy, France zrobiło się żal, że golasy zmarzną i zabrała ich do siebie.
– Mogła im chociaż nagadać, co myśli o małżeńskich zdradach, a nie ślinić się do Krzaka: ”Mundziu”!  Swoje wiem – ona taka sama, tylko okazji brakuje, żeby się puścić. I warunki też ma nieciekawe.
– Nieciekawe? – tata puścił oko – A prowadzałeś się za rączkę, woziłeś taksówkami, przesiadywałeś u niej do rana.  Tylko mi nie gadaj, że pomagałeś odkurzać chałupę. Coś musiało być, Marian przecież krew nie woda, chłopie!
– Ja, to co innego! – zdenerwował się Krzywy – My tu wszyscy jak rodzina. Miałem poważne zamiary i nie leciałem do niej ze spuszczonymi portkami!  Zasady, to zasady. Kobieta musi być porządna. Franka była u mnie na obserwacji, ale w porę pokazała swoją lewą stronę, bo już myślałem, że baba jest całkiem, całkiem i coś można pomyśleć na przyszłość.
– Chciałeś się z nią żenić? – tata był zaskoczony.
– No, na przykład – burknął Krzywy i złożył ręce, jak  do modlitwy – Dzięki ci Boże, że mnie ostrzegłeś!
– Amen – mama weszła właśnie do mieszkania – Cholery można dostać, Franka od rana puszcza ruskie marsze wojskowe na cały regulator. Niech tylko Gurczakowa przyjdzie z pracy, to ją ustawi.
– Ona się doigra! – Krzywy  podniósł zaciśniętą pieść do góry – Zakłóca porządnym ludziom spokój. Teresa z byle gównem lata do administracji, teraz będzie miała okazję się wykazać. Idę na piwo, bo na całkiem trzeźwo dzisiaj się nie da.
   Mimo niepokojących sygnałów, Franka nie zakłócała spokoju jakoś nadmiernie. Od nowa urządzała mieszkanie, robiła zakupy, zafundowała sobie nawet meble kuchenne. Większość glinianych figurek rozdała sąsiadom. 
   Za to maj okazał się miesiącem sensacji i awantur. Potem, przez jakiś czas, nasz blok był gorącym tematem w całej dzielnicy. Zaczęło się od gwałtownego wtargnięcia Franki do naszego mieszkania, w samym środku nocy. Szlafrok na lewą stronę, papiloty, na twarzy wściekłość. Mama rozespana i zła, nawet nie zauważyła, że sturlałam się z łóżka i kucnęłam w przedpokoju. Tata już był w kuchni, bo pierwszy wstał, żeby otworzyć drzwi, więc spokojnie mogłam podsłuchiwać. Franka przycisnęła ręce do olbrzymich piersi:
– Pani Ireno, żądam, żeby pani, jako blokowa –ubrała się, poszła na posterunek i przyprowadziła dzielnicowego!
– Spokojnie, pani Malcowa – powiedział tata – Niech pani siądzie i powie, co się stało?
– Nie ma spokojnie! – wrzasnęła Granda się dzieje! Jestem podglądana z drabiny przez pańskiego kumpla, tego łysego zboczeńca!
Kto panią podgląda? Jaki zboczeniec?
– Krzywy! Jestem w  kuchni, szykuję kolację, nagle patrzę w stronę okna, a tam za szybą jego morda! Śmieje się i pa pa robi! Myślałam, że trupem padnę! W dodatku nie byłam ubrana, tylko biustonosz i półhalka, co za wstyd!
– Trzeba było zasłonić okno! – wtrąciła mama –Wtedy nic by nie zobaczył i już.
– W swoim domu mogę robić, co mi się podoba, pani blokowa! Chcę, to zaciągnę zasłony, nie chcę, to nie zaciągnę i gówno komu do tego. Nikt nie ma prawa przystawiać mi drabiny do okna i już, zrozumiano??
– Jest po dwunastej – mama postanowiła zakończyć rozmowę – nie mam zamiaru latach za dzielnicowym. Niech pani sama z rana idzie na posterunek.
– Wiedziałam, że będziecie trzymać sztamę ze zboczeńcem! – Franka podniosła się z krzesła – Dobrze Dziunia mówiła, że nie ma co liczyć na waszą pomoc.
– To niech pani Dziunię obudzi i wyśle na posterunek! – tata tracił cierpliwość – A teraz dobranoc, rano idę do pracy, muszę się wyspać.
   Franka wyszła i tak trzasnęła drzwiami, że tata chciał za nią wylecieć, ale mama machnęła ręką. Ja zdążyłam wskoczyć do łóżka, ale nie mogłam długo zasnąć, miałam przed oczami Krzywego na drabinie, robiącego France pa pa.
   Następnego dnia w bloku huczało. Oczywiście na podwórku zebrał się sztab kryzysowy, czyli Franka Matros i największe plotkary z Dziunią i Skibową na czele. Nawet nie przycichły, kiedy wdrapałam się na trzepak:
– Nie możesz tego tak zostawić, Frania –Dziunia objęła ją – Mówię ci, na policję daj znać, do sądu podaj łysego, niech go do pierdla wsadzą, bo mu się należy za całokształt!  My ze Skibową też się od niego nasłuchałyśmy wyzwisk, nawet przy świadkach.
– Tak! – Skibowa przytaknęła – On jest trefny od pierwszego dnia; blokowa się nie przyzna, bo Krzywy ma na nią miękkie oko i jak nic romansują. Gówniarę też w to wciągnęli.
Tu Skibowa spojrzała z satysfakcją w moją stronę; może myślała, ze się wtrącę, że zaprzeczę, w końcu byłam  2 lata starsza od czasu, kiedy wymyśliła sobie romans mojej mamy z Krzywym. Mama o tym wiedziała, ale miałam zakaz odzywania się, bo ten babsztyl, kiedy się tylko pojawiałam, robił głupie uwagi. Dlatego teraz cisza, niech sobie gadają:
– Szkoda, ze nie mam świadków – zmartwiła się Franka – chyba trzeba poczekać, aż znowu przylezie z drabiną; wtedy zacznę się drzeć, a wy polecicie  na podwórko. Na gorącym uczynku trzeba padalca złapać.
– A jak już nie będzie podglądał? – zapytała Skibowa
– Jak nie będzie?   Dziunia machnęła ręką – Jak Frania okna nie zasłoni i w bieliźnie po kuchni zacznie się kręcić, na pewno przylezie. Zboczeńcy już takie coś mają, że nie mogą przestać. Franka, ty załóż najładniejszy biustonosz i  dyżuruj w tej kuchni, aż nie przyjdzie, rozumiesz?
– Dwa razy powtarzać nie musisz. Będę siedzieć w tej kuchni, ile trzeba.
Już nie chciało mi się słuchać tych intrygantek. Musiałam to opowiedzieć mamie, bo trzeba ostrzec sąsiada. Mama zaraz zastukała w ścianę. Jak zwykle, Krzywy przyszedł od razu:
– No, co tam, sąsiadko? – uśmiechał się – Coś pilnego?
Mama załamała ręce:
– Pilnego? Panie Marianie, niezłego bigosu może pan sobie narobić. Wczoraj w nocy wpadła Franka z krzykiem, że z drabiny pan ją podgląda przez okno! To prawda?
– Jakie tam podglądanie, pani Irenko, raz tylko zajrzałem i pomachałem jej, a ta pysk rozdarła, jakbym ją zarzynał. A czemu okno nie było zasłonięte?
– Też ją o to zapytałam.
– A widzi pani! Ona specjalnie nie zasłania, żeby ją podglądać! I to w bieliźnie. Ona chce być podglądana. Koniec i kropka.  A co tam oglądać? Dupa jej się rozrosła, cycki jak piłki lekarskie, tylko sklapciałe. Kiedyś się o nie potknie i nogi połamie. Żadne atrakcje, pani Ireno.
– Atrakcje czy nie, ale nikomu nie wolno przystawiać drabiny pod oknem i podglądać. Ewa właśnie wróciła z podwórka i słyszała, że zasadzkę na pana robią.
– Kto??
Mama powtórzyła Krzywemu to, co usłyszała ode mnie. Zaczął się śmiać:
– Mogą mnie w dzyndzel cmoknąć, wiedźmy. Chcą widowiska, będą miały. No, lecę, bo interesy czekają.
 Nie zdążyłam go nawet zapytać o jakie to interesy chodzi i oczywiście – czy będzie podglądał Frankę. Mama westchnęła:
– Żeby sobie tylko nie narobił kłopotu.
   Krzywy jednak nie dał się sprowokować albo posłuchał mamy, bo przez następne dni było spokojnie, nikt nie wrzeszczał, nie przybiegał do nas ze skargami. Dopiero w sobotę wieczorem zrozumiałam, że on się po prostu przyczaił. Była może dziesiąta wieczorem, kiedy usłyszeliśmy krzyki i piski. Tata z mamą polecieli od razu; tata wiedział o wszystkim. Odczekałam moment i pobiegłam również. Na podwórko schodzili także sąsiedzi z wyższych pięter. Na dole był już spory tłumek. Drabina leżała na ziemi, a Krzywy chował się za panem Tomaszkiem, bo Skibowa doskakiwała do niego z trzepaczką, a Dziunia starała się obejść Tomaszka i przywalić Marianowi z pięści. Franki nie było na podwórku. Stała w otwartym oknie i spazmatycznie szlochała. Od razu wiedziałam, ze to udawany płacz. 
  Na podwórko zajechał rowerem nasz dzielnicowy, widocznie ktoś dał mu już znać:
– Co tu się dzieje, co to za zbiegowisko po nocy? – minę miał groźną – Zamiast do łóżka, to awantury urządzacie! Pani Malcowa, ubrać się i na dół, bo nie mam czasu.
Franka zamknęła okno i zniknęła w głębi kuchni. Tymczasem Skibowa na przemian z Dziunią dramatycznym głosem opowiadały o świńskim podglądaczu. Ludzie chichotali dyskretnie.
– Panie Krzywy! – dzielnicowy pogroził palcem – Stary, a durny!  Co panu do głowy przyszło, żeby przytargać tu drabinę i sąsiadkę molestować? Za to może być kolegium jak nic.
– Panie dzielnicowy – Krzywy wysunął się zza pleców Tomaszka – Ta larwa prowokuje! Patrz pan w inne okna – wszędzie firanki, zasłony, a u niej okna gołe, wszystko widać. I jeszcze bezczelnie w samej bieliźnie parę godzin lata po kuchni, jakby ktoś jej piórko w dupę wetknął. To ona powinna kolegium mieć – za obnażanie.
– Ja ci dam kolegium, zwyrodnialcu!  – Franka stanęła w drzwiach budynku – Panie dzielnicowy, jego trzeba zamknąć, bo zagraża społeczeństwu. Jak mnie pierwszy raz podglądał, to miałam stan przedzawałowy. Takich zboczeńców trzeba izolować.
– Zaraz, zaraz, zdarzyło się już kiedyś to samo?
– Zdarzyło! Ze dwa tygodnie do tyłu! Poleciałam do pani blokowej ze skargą, ale żadnej interwencji nie chciała zrobić! – wyciągnęła oskarżycielsko rękę w stronę mamy – Ona i cała jej rodzinka za nim obstaje!
– To dlaczego okna odsłonięte? Sama się pani prosi o biedę.  Przecież inni też mogą podglądać, knajpa zaraz za blokiem, różne łajzy tędy chodzą na osiedle i będą mieć kino za darmo.
– Panie dzielnicowy, swoje prawa znam! – Franka już traciła nerwy – nigdzie nie jest napisane, że trzeba okna zasłaniać. Łajzy mi bynajmniej nie przeszkadzają, tylko ta łysa pała. Niech pan pisze protokół  i już!
Chyba zaczęła wyprowadzać dzielnicowego z równowagi:
– Co ja mam robić, to wiem najlepiej, nie będzie mnie pani pouczać. Dzisiaj tylko nagana ustna się należy. Panie Dziki – zwrócił się do Mariana – obiecuje pan, że będzie grzeczny?
– Zawsze jestem grzeczny, panie dzielnicowy – Krzywy stanął na baczność – już jej nie będę podglądał, nie ma na co patrzeć. Zwały tłuszczu i cycki do ziemi.
– Słyszał pan???? – wrzasnęła Franka
– Słyszałem. Pan Krzywy nie będzie już pani podglądać. Obywatele – do łóżek, już późno – dzielnicowy strzelił palcami w daszek, wsiadł na rower i odjechał. Ludzie zaczęli się rozchodzić, pierwszy zniknął Krzywy. Franka obrażona konferowała coś na boku z Dziunią i Skibową. Wróciliśmy do domu.
Podglądanie skończyło się. Krzywy chciał chyba tylko podokuczać France i zemścić się za jej zachowanie w czasie awantury u Krzaków. Nastał spokój, a Krzywy wyjechał gdzieś w interesach. Ale tylko z podglądaniem się uspokoiło, bo Franka jeszcze długo nie zasłaniała okien i kolędowała po kuchni w bieliźnie. Jak się rozniosło po dzielnicy, to rozmaite żule i inni ciekawscy, przeważnie mężczyźni po przejściach - przychodzili na nasze podwórko, jak do kina. Czasami przynosili ze sobą coś mocniejszego i robiło się głośno. Zasiadali na ławce, naprzeciwko okna Franki i imprezowali  kilka godzin. A na drugi dzień na podwórku tyfus: niedopałki, butelki i śmieci. Zdarzało się często, że w korytarzu ktoś się załatwiał. Mama w końcu poszła do Franki, ale nie wpuściła jej. Tata wpadł na pomysł  i podkręcił Durczakową, pomógł jej nawet skargę napisać. Durczakowa zebrała sporo podpisów w bloku i poszła do kierownika. Po dwóch tygodniach pracownicy administracji przeprowadzali Frankę z powrotem na drugie piętro. Skibowa wygadała się przed Tomaszkiem, że administracja potrzebuje mieszkanie na parterze, dla inwalidy. Nigdy żaden inwalida tam się nie wprowadził, ale mieliśmy w końcu spokój. Krzywy jak wrócił, to się upił ze szczęścia. A Franka na tym swoim drugim piętrze, w końcu powiesiła w oknie firany i zaczęła zaciągać zasłony wieczorem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz