To dziwne,
kiedy ktoś nazywa cię "naszym aniołkiem",
a ty leżysz na dwóch złączonych fotelach, bo jak cię w nocy przywieźli, to
akurat nie było wolnych łóżek. Spałabyś i spała, ale się nie da. Szuszuszu –
sznury miękkich kapci froterują korytarz przez cały dzień, z przerwą na posiłki i spanie. Wyjść
stąd nie można, ktoś ukradł wszystkie klamki. Złośliwe siostry odciągają chore
od okien, tylko po co, jak wszędzie kraty.
– Kaleki po leki! Otwierać gęby, nie chować tabletek pod język! – siostra Kazia była najgorsza – Maryśka połknij, ma być zjedzone, chcę mieć w nocy spokój. Dzisiaj przynajmniej Ulka ładnie połknęła, będzie nagroda. Pani Władziu, pani nie gryzie tych tabletek, bo mi niedobrze. Popić, to same pójdą, o tak!
Władzia była bardzo hiszpańska, z wąsikiem, a sześciu narzeczonych znosiło jej słodkie paczki. Każdy miał swój dzień. Niedziele Władzine były dla nas – malowała wtedy obrazki, zawzięcie łamiąc kolorowe kredki. I klęła. Ogólnie zdrowa, zapadała tylko na raka piersi, na dyżurze doktora Jurka, którego za każdym razem, gdy miał obchód, prosiła o znalezienie guza. Biedny, wiecznie zawstydzony Jurek, miętolił jej ogromne piersi, a Władzia puszczała do nas oko. W czasie wizyty młodego księdza, który raz w tygodniu odwiedzał matkę – Władzia urządzała publiczną spowiedź w świetlicy. Grzechów miała setki. Przeważnie mięsiste, ociekające seksem. Ksiądz miętolił sutannę, pocił się i czerwienił. Podobnie reszta odwiedzających. Władzia była wniebowzięta. Pacjentki kochały ją za to, bo coś się działo – z nimi i wokół.
– Kaleki po leki! Otwierać gęby, nie chować tabletek pod język! – siostra Kazia była najgorsza – Maryśka połknij, ma być zjedzone, chcę mieć w nocy spokój. Dzisiaj przynajmniej Ulka ładnie połknęła, będzie nagroda. Pani Władziu, pani nie gryzie tych tabletek, bo mi niedobrze. Popić, to same pójdą, o tak!
Władzia była bardzo hiszpańska, z wąsikiem, a sześciu narzeczonych znosiło jej słodkie paczki. Każdy miał swój dzień. Niedziele Władzine były dla nas – malowała wtedy obrazki, zawzięcie łamiąc kolorowe kredki. I klęła. Ogólnie zdrowa, zapadała tylko na raka piersi, na dyżurze doktora Jurka, którego za każdym razem, gdy miał obchód, prosiła o znalezienie guza. Biedny, wiecznie zawstydzony Jurek, miętolił jej ogromne piersi, a Władzia puszczała do nas oko. W czasie wizyty młodego księdza, który raz w tygodniu odwiedzał matkę – Władzia urządzała publiczną spowiedź w świetlicy. Grzechów miała setki. Przeważnie mięsiste, ociekające seksem. Ksiądz miętolił sutannę, pocił się i czerwienił. Podobnie reszta odwiedzających. Władzia była wniebowzięta. Pacjentki kochały ją za to, bo coś się działo – z nimi i wokół.
– Dlaczego
Zosia tak pieje, aniołku? – Krysia wciąż
za mną chodziła i o wszystko pytała.
– Cicho, nie
krzycz na nią – miała kiedyś fermę
drobiu i kury ją przerosły, biedną. Chodź, pogłaskamy Zosię. Nie szarp Julki –
śpi, chociaż ma otwarte oczy. To słynna śpiewaczka. Chyba biją jej brawo, bo
się uśmiecha i macha ręką. Obiecaj mi, że już nie nasypiesz Eli cukru na
prześcieradło.
– Bo ona się
wymądrza, a przecież jest morderczynią – Krysia podniosła chusteczkę do oczu.
– Ela przecież
nie chciała zabijać tych biednych kotów. Ktoś inny, kto w niej siedzi, kazał to
robić.
– Kto?
– Nie wiem.
Może w szpitalu znajdą tego kogoś.
– Zmówię
pacierz, żeby go znaleźli – Krysia przeżegnała się – i wsadzili go na zawsze w
pasy. Będę go lała po pysku i opluję go.
Krysia była
czynna zawodowo, z wyjątkami. Jesienią i wiosną więdła, chciała się zabijać i
podejrzewała wszystkich o wszystko. Szła
wtedy z mężem do swojego psychiatry i na miesiąc lądowała w szpitalu. Raz w
tygodniu miała rodzinną wizytę – przychodziły córki i mąż, obładowany smakołykami.
Siadali blisko siebie, obejmowali się i trajkotali. Po tych wizytach Krysia
stała długo przy oknie i obgryzała
paznokcie. Potem szła się do mnie tulić.
W tym
psychiatryku jestem tylko obserwowana, dlatego nie biorę żadnych leków. Siostra
Janka zaproponowała, żebym chodziła z nią na zakupy. To zakupy specjalne, tylko
dla pacjentek. Cieszę się, ze znowu pooddycham tym miejskim smrodem, ale muszę
zrobić z dziewczynami zebranie i spisać zamówienia:
– Aniołek dziś pójdzie z siostrą Janką na zakupy. Co wam kupić kochane? Znowu taka długa lista! Siedem szminek i dwie czarne kredki do oczu. Nie, pilniczka do paznokci nie wolno, tylko lakier mogę. Rajtki trzy razy, dezodoranty jak popadnie, będą losowane, dwa kartony fajek.
– Aniołek dziś pójdzie z siostrą Janką na zakupy. Co wam kupić kochane? Znowu taka długa lista! Siedem szminek i dwie czarne kredki do oczu. Nie, pilniczka do paznokci nie wolno, tylko lakier mogę. Rajtki trzy razy, dezodoranty jak popadnie, będą losowane, dwa kartony fajek.
– Aniołku, kup
mi zeszyt i wkład do długopisu – Basia podniosła palec, jak grzeczna uczennica.
– Już
zapisałaś ten stukartkowy?
– Dawno
zapisałam – powiedziała z dumą – i nie mam gdzie skończyć.
,– To kupię ci
od razu dwa, niech ci się napisze długa bajka. Ale będzie czytania w nocy!
Podobno niepotrzebnie się tu znalazłam po tym wypadku, wypisują mnie po dwóch miesiącach, za szybko, Nie chcę stąd wychodzić, ale muszę się pożegnać z tym wszystkim, z dziewczynkami z piętra:
Podobno niepotrzebnie się tu znalazłam po tym wypadku, wypisują mnie po dwóch miesiącach, za szybko, Nie chcę stąd wychodzić, ale muszę się pożegnać z tym wszystkim, z dziewczynkami z piętra:
– Chodźcie,
moje skarby, popłaczemy sobie na koniec. Przyjdę do was jak tylko będę mogła.
Nie zostanę, już mnie tu nie chcą. Władziu, a ty pilnuj mi porządku, kochana.
Niech nikt nie bije Zosi i nie kłóćcie się. Też będę tęsknić. Może wrócę na
dłużej, jeszcze nie wiem. Doktor mówił do mnie: pani taka łatwozapadalna, ale
wiecie – życie czasem płata figle.
Wracam
taksówką z powrotem na ziemię, łzy kapią na tapicerkę. Kierowca odwraca się
zmartwiony:
– Może odwieźć
panią tam z powrotem?
– Och, proszę
pana, chętnie, ale muszę od nowa zachorować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz