W tytułowym wierszu debiutanckiego tomiku Mirki Szychowiak pojawia się wspomnienie
wcześniejszych prób poetyckich. Zresztą, owe próby mogą mieć charakter bardziej
uniwersalny, biorący się z często tu zakładanej tożsamości: próby życia – próby
pisania o życiu. Kiedyś chciałam/ być bardziej sterylna – jako człowiek,
kobieta, jako poetka; i zobacz, ile mnie ubyło – tak kończy się to wyznanie.
Wcześniejsze starania o wewnętrzną czystość i ład przekazu nie przyniosły
spodziewanych rezultatów, czyli poukładanego życia i lepszych wierszy. Doszło
do czegoś paradoksalnego, jakiejś szkodliwej sterylności, poznawczej
bezpłodności, rozpanoszył się bezsmak. To, co miano wykluczyć w imię
spodziewanej harmonii, okazało się nieodzowne dla odczuwania pełni. A więc coś
odjęto całkiem niepotrzebnie. Teraz się do tego wraca świadomie, bardziej
dojrzale hoduje ten brud . I ma się nadzieję, że może powróci dawna
intensywność doznań: smak, zapach, żywiołowy język.
Odtworzenie stanu „sprzed” nie jest już
możliwe. To, co wróci, będzie bogatsze o zaznany rozpad. Ciężkie, obolałe już
uczy się dawnego latania. Na razie chodzenia: To, co zostało, uczy się człapać
środkiem,/ człapać w swoim imieniu2. Wcześniejsze dzieje Mirki Szychowiak jako
osoby piszącej osnuwa mgła tajemnicy (wiemy tylko, że zadebiutowała jako
dziewczę płoche w czasie pamiętnego strajku w Stoczni Gdańskiej ). Podobno
zawsze coś pisała, nie pchając się jednak na afisz.
Na ile modne szkoły
poetyckie ostatnich dekad mogły dotyczyć tego ewoluującego pisania, trudno
orzec. Wypłynęła jako poetka już ukształtowana, dojrzała. Wypłynęła najpierw w
Internecie, a potem dopiero w papierowych mediach literackich.
Co zatem chce
nam powiedzieć tym wierszem? Może to, że wreszcie po latach poszukiwań i prób
„doczłapała się” do czegoś, a my czytamy coś, co właśnie uczy się mówić od
nowa, przejęte swoją osobnością, osobniczą sygnaturą. Zastanawiać może opis tej
największej, choć formującej, porażki – opis spotkania z czymś, co „pozbawiło
smaku”, spustoszyło. Na szczęście nie do cna, choć blizna wydaje się dotkliwa.
Musiał to być bardzo silny wpływ. Coś, co wżarło się głęboko, a teraz trzeba to
cierpliwie (wraz z kolejnym wolnym już wierszem) wydłubywać. To przede
wszystkim uderzało w język, homogenizując go, podając w bezpiecznych dawkach
„papki”. Każdy poeta „przerabiał” coś takiego. To opowieść o inicjacji i
wstępnej fascynacji pozornymi językami towarzyszącymi debiutowaniu.
Nie wiem,
ile razy debiutowała Mirka Szychowiak, i w jakich okolicznościach – dla mnie
ważne jest wyrwanie się z ciasnych ram systemu i sztuka opowiedzenia o tym.
Bohaterka tych wierszy często ograniczana przez okoliczności życia i pisania,
jeszcze częściej wyrywa się na wolność.
Już pierwszy tomik jest opowiedzeniem
się za całkowitą wolnością, za pisaniem z dala od debiutanckich schematów i
reguł podawanych do wierzenia w rozmaitych internetowych kółkach wzajemnej
adoracji. Nazwałbym to „pierwszą wolnością” bohaterki. Wolnością wywalczoną i
opanowaną do tego stopnia, że już gotową na dzielenie się, podawanie dalej.
Myślę, że tak można zrozumieć przesłanie wiersza Teren należy do ciebie,
będącego w całości odpowiedzią na list początkującego twórcy. I tenże debiutant
dowiaduje się, że regułą powinien być brak reguł, bowiem ścisłe trzymanie się
jakichkolwiek zasad gasi iskrę, powodując wypalanie słów , nie będących już w
stanie poruszyć ludzi. W tym instruktażowym utworze pojawia się kolejne
wspomnienie pozwalające na szczątkowe odtworzenie historii twórczego rozwoju
poetki. To jasne, że najpierw musiała dojrzeć do przekonania o konieczności
ucieczki od „przepisów”, by zacząć pisać wiersze tak jak piecze ciasto – na oko.
Ale kto wie, czy nie ważniejsze w tym (udzielającym się teraz innym)
samorozwoju było przekonanie o konieczności pozostania w domu. Brzmi to dość
enigmatycznie, lecz wykłada się prosto. Bohaterka poszukiwała egzotycznych
doznań poza znaną jej rzeczywistością, sądząc, że ambitna poezja odrywa się/
jak ogon od komety i buszuje tam, gdzie nikt/ nigdy nie był . Mamy tutaj
kolejną aluzję rzucającą światło na charakter przemian osobowościowych i
twórczych nie tylko samej poetki, lecz może nawet większej grupy środowiskowej
czy pokoleniowej. Bardzo mi to bliskie, dlatego wspominam, że dotyczyć może
wielu. Jakiejś naszej wspólnej drogi. Od przekonań eskapistycznych, od
przeestetyzowania i nadrealistycznych ciągot, od „poezji czystej” do ponownego
zetknięcia się, często dość bolesnego, z rzeczywistością, do świadomego
służenia pełnej niespodzianek i cudów codzienności. O taki „powrót do domu”
tutaj chodzi. O „dom” jako miejsce pewne, sprawdzone, twórcze, dające szansę na
głębokie odkrycia w obrębie tego, co zlekceważone, o „dom” jako język czekający
cierpliwie na zastosowanie. Zwracam uwagę na specyficzną podwójność rozwijanego
tu archetypu. Podwójność doskonale sprawdzającą się w dosłownym obrazie bycia u
siebie, bycia na miejscu, jak również w metaforycznej wizji rdzennego czy
źródłowego języka, naturalnej prostoty wypowiedzi czekającej na ponowne
podjęcie. Wtedy odzyskuje się siebie – dojrzałość, tożsamość itd. – gdy można
już powiedzieć, że po wielu przygodach, przejściach jest się w domu i nie
trzeba więcej wydziwiać, udawać kogoś, kim się nie jest.
W gruncie rzeczy wciąż
powracam do „pierwszej wolności”. Co do drugiej, waham się, odkładając sprawę
na później. Spróbujmy jednak. Byłaby to wolność od pewności i jednoznaczności,
od stanowczego „męskiego” orzekania o świecie, od stałego dekretowania ważności
i hierarchii rzeczy, spraw, idei, przeżyć? Bardzo często w tych wierszach
rozmawia się z „tym drugim”, partnerem, mężem (nazwijmy go ogólnie
„pierwiastkiem męskim”). Przypisywana jest mu jasność, ostre światło, kanciaste
ruchy, agresywny ton, różnie rozumiana chęć dominacji, a wreszcie bezradność i
otępienie, szukanie ukojenia w ramionach kobiety, która wybiera ciemność, cień,
niepewność kruchych bytów lęgnących się w jej wrażliwości i wyobraźni. Ufa
czemuś, co nazwałbym intuicją emocjonalną. W efekcie niektóre wiersze da się
czytać jako pasjonujące, migawkowe relacje z pola walki o przetrwanie „czucia”
w przestrzeni określanej przez rozum. W tym sensie poezja Mirki Szychowiak jest
oryginalnym romantycznym pogłosem w świecie zdominowanym przez postmodernistyczne,
oparte na kombinatorycznych grach słownych, orzekanie o świecie.
Umieszczam ją pośród tych moich ulubionych
poetów, których nazywam w ludzkim i najprostszym sensie „komunikatywnymi”, albo
inaczej mówiąc: empatycznymi, uczuciowymi, „sentymentalnymi”. Używam tych
podobno deprecjonujących epitetów z całą świadomością dokonanego wyboru. Nie
znaczy to, że mamy do czynienia z tandetną egzaltacją, bezpośredniością wyrazu
itd. Taka strategia współcześnie nie wydaje się możliwa. Uczuciowość tych
tekstów opatrzona jest kąśliwymi, kpiarskimi przypisami, ukrywa się za różnymi
zastrzeżeniami, jest do wzięcia po przełamaniu szyfru. Musi się maskować,
zręcznie wrzucając raz po raz kolejne iskry w ten po męsku urządzony świat
polityki, obyczaju, segregacji i przemocy. A także: świat sterowanej
określonymi modami poezji współczesnej i narzucanej przez nią dominacji
symbolicznej.
Najciekawsze wiersze Mirki Szychowiak to te, które polemizują z
zastanymi warunkami mówienia, z wykutym (w skale? raczej w płynnej, tu i ówdzie
krzepnącej, magmie) dekalogiem konstruowania wypowiedzi lirycznej, z liryzmem
jako takim, z jego liczmanami, kliszami, symbolami, ustabilizowanymi sensami.
Przełamać to, wyjść na swoje, wyszarpać z cienia własne imię – i jeszcze przy
tym wzruszać, poruszać czytelnika, który widzi w obrazie szamotaniny „tej
innej” projekcje zupełnie własnych perypetii duchowych, dobrze odnajdując się w
meandrach kapryśnych uczuć wyrazistej bohaterki – być może w tym miejscu
docieramy do źródła mojej fascynacji tą liryką. Po rozprawie z obrazem „kobiety
piszącej”, a następnie w ogóle kobiety i jej języka w świecie mężczyzn,
przyszła pora – i wiele wierszy podejmuje ten wątek – na polemikę ze
stereotypem starej czy też starzejącej się kobiety.
„Trzecia wolność” byłaby zerwaniem z
narzucającym się wartościowaniem tego bytu i jego miejscem w strukturze
społecznej. W świetle niektórych utworów gruboskórność jakichkolwiek ogólnych
twierdzeń na temat jednostkowo postrzeganego człowieka, wydaje się wręcz
jaskrawa. Bohaterka rozpływa się w danym jej świecie i utożsamiając się ze
wszystkimi istnieniami roślinnymi, zwierzęcymi i ludzkimi (osobliwie i ufnie
zawierzając tym chromym, odrzuconym, „odmieńczym”, wykluczonym, nieudanym czy
zmarginalizowanym10), wyobraża sobie, że może być czymkolwiek, czuć się
wszystkim. Taki stan uważa za naturalny, dobry, harmonijny. Jednak te chwile
pełni i zjednoczenia ze światem (chwile rozumiejącej empatii) nie trwają długo.
Pojawiają się etykietki, przemoc nazywania, porządkowania, oddzielania. Tak czy
inaczej trzeba wrócić do rzeczywistości społecznej, gdzie czekają funkcjonalne
określniki ról. W wierszu otwierającym zbiór Proszę nie płakać polemizuje się z
tym ironicznie i wściekle: Gówno mnie obchodzi to, że jestem/ stara./ I
opowiada się, że właściwie można pozostać wiecznym dzieckiem, a świat i tak
tego nie zauważy. W te puste miejsca „światowej nieuwagi” wchodzą literatura i
sztuka, umożliwiając ekspresje indywidualne, poczucia poszczególne, zazwyczaj
polemizujące z zastaniem się form, konwencji i nawyków postrzegania oraz
interpretowania. A więc „trzecia wolność” to inne imię buntu, tej tu
wzruszająco przedstawionej rebelii kobiecej wrażliwości, tej jakby „dziecięcej”
rewolucyjności.
Co do
czwartej (wolność od śmierci, wolność ku śmierci) – nie mam już siły... Bo to,
co robię, zadaje gwałt nie tylko interpretowanemu, lecz i interpretującemu.
Racjonalizuję na całego, czyli usiłuję jakoś urządzić się w ogródku tej poezji
ze wszystkimi swoimi aparacikami, nie dostrzegając, ile żywego zadeptałem.
Żywość każdego wiersza spełnia się w błysku, dotkliwym odczuciu, a to, co
potem, namolne mamrotanie, należy do innego porządku rzeczy. Szychowiak
proponuje przeżycie, jego ekstatyczną (szamańską) totalność, drwiąc już na
wstępie ze „szkiełka i oka”. Pora zamilknąć. Ale reszta nie jest milczeniem.
Zawiera się i żyje, rozlewając się poza
brzeg, omijając mosty, w czterech do tej pory wydanych tomikach.