Las. O tym, że wpływa pozytywnie, wręcz dobroczynnie, na organizm człowieka wiadome jest od wieków. Miejsce, które wycisza, koi i pozwala złapać oddech. Nie bez powodu ludzie oddają się sylwoterapii. Wykorzystywanie dobrotliwego wpływu drzew jest wskazane każdemu, szczególnie osobom przebywającym w zanieczyszczonym zgiełku miast.
Czy Mirka Szychowiak, poetka z ogromnym dorobkiem, nominowana do Nagrody Literackiej Nike w 2011 roku oraz Nagrody Poetyckiej im. Wisławy Szymborskiej w 2021, laureatka wielu konkursów literackich wysokiego szczebla, postanowiła przypomnieć czytelnikowi jego zależność od natury? Pytanie nasuwa się, biorąc do ręki ósmy zbiór wierszy poetki i choć byłoby to zbyt proste podejście do jej książki, to jednak jest ono częścią bardzo rozbudowanej całości.
Szychowiak nadała książce tytuł „Kup mi las” (wydawnictwo papierwdole - Katalog Press w 2021), dokładając do niego intrygujący obraz Bogusława Szychowiaka, który został wykorzystany w projekcie okładki, tworząc w ten sposób zakamuflowaną, mroczną wizję cieni odbijających się dzięki ostatnim przebłyskom światła. Może jednak, dzięki temu przebijającemu się światłu, cienie chcą wyjść, by nie pozostać tylko mrocznym wspomnieniem, i znów zacząć żyć? Wyostrzeniu zostają poddane zmysły, w tym również dotyk, by dostrzec niewidoczne. Pojawia się zaskoczenie w postaci papieru, z jakiego została wykonana okładka. Poczuć można jej delikatność i miękkość, co mocno pobudza wyobraźnie, niczym dotyk mchu. Tak dopieszczony czytelnik, otwierając książkę, poznaje dedykację, która wytycza zbiorowi misję przetarcia szlaku do tych, którzy zapomnieli, czym jest i jaką siłą dysponuje przyroda:
„ Wszystkiemu żywemu, co bez umiaru zniszczono i zabito w imię ratowania natury, pokrętnie tłumaczonej ochrony środowiska – oraz ludziom, którzy wskutek tej usankcjonowanej prawem czystki stracili chęć do życia i zapadli na niedające się zdiagnozować ani leczyć choroby – książkę tę dedykuję ze smutkiem. Ci, którzy do tego dopuścili, a mogli, bo mogą wszystko – niech się powoli smażą w piekle. Tam jest ich miejsce”.
Słowa autorki stają się dopełnieniem pierwszego wrażenia, a połączenie czterech elementów (okładki i jej grafiki, tytułu i dedykacji), ma doprowadzić do tego, by odbiorca zauważył celowość wierszy oraz głębokości refleksji, która już na wstępie się rodzi.
W czym właściwie tkwi problem? Pierwszy wizerunek książki, pierwsze rozważania nasuwające się po przeczytaniu wierszy Szychowiak, to spojrzenie na świat pogrążony w dążeniu do szeroko rozumianej techniki. Przysłoniło to całkowicie konieczność istnienia wokół człowieka czegoś więcej, niż nowych drapaczy chmur, galerii handlowych czy systemów komputerowych. Przedstawiane obrazy uświadamiają znaczenie otoczenia, w jakim się żyje. Świat zafiksował się na nowoczesności, a wielki wyścig rozwoju szeroko rozumianego przemysłu, spowodował zapomnienie o tym, co najważniejsze, o wzajemnej bliskości. Bohaterka wierszy mówi wprost:
„(…) Byłam kiedyś taka sama i zobacz,
w jaką chujnię świat mnie wpuścił bez ostrzeżenia”.
Gdyby iść tym prostym szlakiem, skupionym na tytułowej potrzebie znalezienie się w leśnym otoczeniu, możemy zobaczyć, jak bardzo wyryta jest ona we wnętrzu człowieka. To w niej podmiot widzi swoje potrzeby czy kierunki dążenia, by osiągnąć cel. Szychowiak dała odbiorcy możliwość lekkiego przejścia przez kolejne wiersze, jednak co chwile motywuje go do poznania ciemności, jaka znajduje się w głębi lasu.
„To tylko drzewa, spróbuj rozejrzeć się
niżej, tyle się przecież dzieje, popatrz
i dobrze zapamiętaj, one mogą już nie
wrócić. A drzewa przecież nie uciekną”
Sarkazm staje się przewodnikiem, bo „Las? Dla Ciebie to tylko zlecenie, dla mnie wszystko”, mobilizującym do większej uwagi i analizy, dzięki którym dostrzeżone zostaną problemy występujące we współczesnym świecie. Bohaterka, na każdym kroku, odnosi się do elementów przyrody, by pokazać również swoją bezsilność, gdy zostaje tylko „Stłumione, martwe życie”.
Sam zbiór, ujmujący od pierwszego utworu, przybrał formę listownej korespondencji prowadzonej przez podmiot. Do kogo kieruje ona swoje słowa? Odbiorca nie zostaje bezpośrednio przedstawiony, jednak z formy, jaka została zastosowana, wynika, że jest jej osobą znaną, w którą nadal wierzy i ta wiara pozwala jej przetrwać trudne chwile. Wyczuć można jednak ogromny żal, jaki nosi w sobie względem tej postaci:
„jestem zmartwiona, bo wpadłeś do mojego domu
jak do siebie, spakowałeś w minutę, jakbyś chciał
pozbyć się mnie z mnie z miejsca, które do ciebie nie należy”.
Ukazany zostaje również niepokój, który narasta wraz z kolejnymi listami, stający się obrazem wewnętrznych potrzeb bohaterki. Początkowo można zauważyć ogromne zagubienie, nieumiejętność dostosowania się do panujących zasad, z jednoczesną złością temu towarzyszącą. Bohaterka ubiera w słowa wiele postaw, które z jednej strony opisuje na podstawie obserwacji, z drugiej nadaje im podniosły charakter, mający na celu zwrócenie uwagi na to, co jest w życiu bardzo ważne, spokój i ostoję:
„I tamtego roku zniknęły wszystkie drzewa. Ktoś
się na nie urzędowo zasadził i po lipach. Były tu
jeszcze za Niemca (…)”,
z jednoczesnym zaznaczeniem braku reakcji na trwający proceder, choć „Jest tyle miejsc do kochania, domów / które potrzebują obecności”. Człowiek został wtopiony w wytworzone obrazy, a możliwości technicznych nowinek zastępują to, co pierwotne i naturalne, dlatego ta listowna forma, jak i przywołanie niknących drzew, mają stać się aluzją do wszystkiego, co miało zdecydowanie większe znaczenie. Pisanie listów, to nie tylko trwająca korespondencja, to przede wszystkim przypomnienie, jak ważna w życiu jest rozmowa, wyczekiwana z niecierpliwością, niczym kolejny list dostarczany tradycyjną pocztą. Tego właśnie brakuje, bo realny dialog został zastąpiony migającymi, na pulpicie komputera lub telefonu, okienkami. Człowiek zapomniał o potrzebie realnej bliskości, zapomniał, że druga osoba, to nie przedmiot, a żyjąca istota:
„Przyjechałeś tutaj jak wizytator albo bliski
krewny, żeby sprawdzić jak czuje się twój
osobisty bagaż oddany na przechowanie”,
i uznał współczesną formę kontaktu za wystarczającą. Zaniknęła potrzeba naturalnej więzi. Należy zauważyć, że występujący, listowny, dialog w dużej mierze jest monologiem, w którym jedynie przytaczane są otrzymane odpowiedzi i z dużym naciskiem zwracającym uwagę na brak zaangażowania, czy wręcz nieuczciwość:
„Czasami mam takie wrażenie, że siedzisz w domu
i szukasz na niby, bo masz nadzieję, że nigdy nie
wyjdę stąd (…)”.
To bardzo racjonalistyczne działanie, bo Szychowiak ubiera przemyślenia w poetycką grę słów, zwracając uwagę na fakt, iż współczesny człowiek jest „niskopienny, wygodny i średnio skomplikowany”. Autorka potrafi budować ogromne napięcie, a prowadzona listowna rozmowa staje się wewnętrzną rozmową czytelnika z samym sobą, gdyż zaczyna dostrzegać te wszystkie zależności u siebie, bo jest „wypalony i pusty w środku”.
Właściwie Mirka Szychowiak mogłaby stanąć na środku i wykrzyczeć: ludzie pozwalacie, na własne życzenie, zamknąć się w domach z betonu, gdzie „nie ma wolnej miłości” (jak śpiewa Martyna Jakubowicz) i byłoby to silne zaakcentowanie spojrzenia na współczesny świat. Problem tkwi jednak w tym, że mogąc chodzić po ulicach, mając dostęp do wszelkich informacji, nikt by nie słuchał. Postanowiła więc pokazać, uważnemu czytelnikowi, odizolowanie i samotność, umieszczając swoją bohaterkę na oddziale psychiatrycznym:
„Nie podoba mi się ta cisza. Przecież świat jest dosyć
hałaśliwy, nie sądzisz? Jakiś obłęd. Nie rozmawiałam
jeszcze z nikim, boję się. Czy w takim miejscu można
odnaleźć spokój po tylu stratach? Nawet te ogrody są
sztuczne, plastikowe, nic nie pachnie, nic nie szumi
nie śpiewa (…)”,
by zwrócić uwagę na totalne zatracenie i brak chęci do życia:
„Niedawno przyjechał tutaj Walerek ze Śląska
i dali go piętro wyżej. Pilnują, żeby nie umarł,
bo on nie chce żyć. Przez pięćdziesiąt lat miał
duży las za domem. Wycięli w pień skurwysyny
i Walerek się skończył (…)”.
Szychowiak, z dużą premedytacją, przetacza przez wiersze obrazy prezentujące zachowania ludzi w zamknięciu oraz zwraca uwagę na to, iż tę decyzję podjął za nich ktoś inny, uważając ją za słuszną:
„Przypomnij mi – kiedy zapadła decyzja, że
właśnie tutaj powinnam przeczekać te, jak
je mądrze nazywasz, urojone frustracje?."
Podobnie jest z człowiekiem. Staje się on niczym pacjent oddziału, uzależniony od zdania innych, od ich decyzji, z jednej strony, a z drugiej budzą się w nim zwykłe, ludzkie potrzeby, niczym w bohaterce wierszy. Tylko, gdy te potrzeby zauważy, jest już zamknięty w tym, co oferuje współczesny świat. Podmiot, pisząc swoje listy, nie liczy tak naprawdę na ten las (choć daje on mu siłę do działania), ale liczy na otwarcie oczu, na spojrzenie wokół siebie w szerszej perspektywie, na nieocenianie innych przez pryzmat poglądów, zachowań, liczy na zrozumienie, na otwartość i szczerość:
„(…) Powinieneś przyjechać
i spojrzeć mi w oczy – od razu będę wiedzieć, po czyjej
jesteś stronie. Dopiero wtedy powiem im, jakie mamy
szanse. Nie zmarnuj swojej, to być może będzie ostatnia”,
bo to wszystko zostało zagubione, a „Czas nam się kurczy. Chcemy się jeszcze / pouśmiechać do siebie” i to „Co straciliśmy, co wyniszczyliśmy, zostanie w nas / i nie da o sobie zapomnieć. (…) / Pogorzelisko i ten popiół, który się z nas sypie / jak trociny z rozprutych przez dzieci miśków”. Bohaterka wierszy Mirki Szychowiak, pomimo przebywania w miejscu zamkniętym, wciąż wierzy, że nastąpi przełom. Zdaje sobie sprawę, że aby dotrzeć do wielu, trzeba czasami złamać własne przekonania, bo tylko tak może znów być spokojnie, czysto i wspólnie:
„Załatw mi tyle Polski, żebyśmy się wszyscy
w niej zmieścili. Nienawidzę lewych targów,
układów, ale to sytuacja absolutnie wyjątkowa”.
Tylko ten sposób może uzdrowić chory pęd, w jakim przyszło żyć człowiekowi. Podmiot wierszy rozumie poświęcenie, jakiemu trzeba się poddać, by kolejne pokolenia mogły spoglądać spokojnie w przyszłość, by nie zanikło własne myślenie na poczet zbiorowej oceny sytuacji, w której każde odstępstwo stanie się zachowaniem nie do przyjęcia przez zbiorowość. To nawiązanie do oddziału psychiatrycznego jest swego rodzaju wizytówką inności i omurowania pierwotnych potrzeb na rzecz nowoczesności.
Mirka Szychowiak, kompletując utwory do tego zbioru, miała jasną wizję przekazu, którym chciała pobudzić czytelnika do własnego myślenia, bez ogólnych naleciałości, bo być „Może nie wykupimy wszystkich lasów i łąk, / nie przeniesiemy się do wyniszczonych miejsc, / które potrzebują opieki, ale upomnimy się głośno / o wszystko co żywe. (…) / Zaczniemy się budzić / i nie chcemy już nigdy czegokolwiek przespać”. Umiejętność swobody w pisaniu powoduje, że utwory układają się w obraz bez konieczności nadmiernego doszukiwania się, a jednocześnie są tak głębokie i bolesne w przekazie, że uderzają z ogromna siłą. Odchodząc jeszcze na chwilę od samego przekazu, Szychowiak, dobierając umiejętnie słowa, pokazuje swoją autentyczność poetycką, dzięki której cały zbiór, choć ukazujący smutny obraz świat, jest lekki, a czytelnik czuje, że ta toczona rozmowa jest prowadzona właśnie z nim i „ (…) może / kiedyś życie się w końcu do nas uśmiechnie”. Na koniec nie można zapomnieć o dedykacji z początku zbioru. Czy Mirka Szychowiak nie zrobiła wszystkich jej odbiorcą, a wiersze nie stały się obrazem całości społeczeństwa, które z jednej strony pokazuje troskę o innych, z drugiej niszczy poczucie bezpieczeństwa w imię idei dążenia do nowoczesnej doskonałości. Czy autorka nie pisze do wszystkich, którzy dostrzegają swoje własne potrzeby, ale zapominają o potrzebach innych. No i ostatnie, czy poetka nie przedstawia jednego człowieka jako ofiary i sprawcy? Spotkanie z poezją Szychowiak pozostawi w czytelniku wiele sprzecznych myśli. Nie, autorka nie zakpiła z odbiorcy, wywołuje jedynie potrzebę zastanowienia się, a to pierwszy krok do zmiany samego siebie.
Mirka Szychowiak, Kup mi las, Wydawnictwo papierwdole-Katalog Press, Ligota Mała-Dùn Èideann 2021