Lektura
tego tomiku zapewne zostanie w pamięci każdego, kto go przeczyta. Bowiem to
jest główna cecha tych wierszy: ich „zapamiętywalność”. Walor chyba
najtrudniejszy do osiągnięcia w każdej dziedzinie sztuki. Bowiem być dzisiaj
artystą „osobnym”, „odróżnialnym”, posiadającym własny język, ton i wizję świata
– to sprawa niesłychanie trudna i
rzadka. Autorka tego tomu – mam tego pewność – wpisuje się do wąskiej grupy
poetów oryginalnych i „charakterystycznych”.
Jej wiersze
wspaniale balansują między liryzmem, "kolokwialnością rzeczywistości”. Są
doskonale proste, czytelne, niezagmatwane …Jasne jak spojrzenie w oczy i proste
jak podanie ręki.
Ów
wspomniany liryzm jest tutaj obecny, ale nienachalny, raczej czuły, dyskretny, intymny…
Jednak niemal w każdej „sytuacji
poetyckiej” Szychowiak wychodzi na „ulicę zdarzeń”. Łamie ulizane kanony,
patrzy na świat konkretnie, sarkastycznie, komentuje „fakty życiowe”, „typy
ludzkie”, zdarzenia, ale przede wszystkim trywialność codzienności. Jest
realistką o „wyczuleniu turpistycznym”, nie waha się wielu rzeczy i spraw
nazwać po imieniu, nie ucieka przed poetyckim kolokwializmem zwykłego życia,
jest też w tym wielka szczerość wobec samej siebie. Bo „być poetką” , to podług
tradycyjnego kanonu „fryzować świat” i robić „make up” własnej urody duchowej.
Nic z tych rzeczy, nic z tych złudzeń, z tego wchodzenia w rolę „artystki lirycznej”.
Prawda świata i prawda samej siebie jest ważniejsza i znajduje swój głos. Przy
okazji odnajdziemy też w niektórych utworach jakiś realizm socjologiczny –
Autorka jest wyjątkową obserwatorką i komentatorką naszej współczesności nieudrapowanej
w mylące szatki.
Jak wczytać
się w te wiersze głębiej, to dzieje się w nich jakiś dramat niekoherencji
świata zewnętrznego i osobistego. Ten rozdźwięk między oczekiwaniami, marzeniami,
uczuciami, a „brzydką urodą” życia i niespełnieniami, na jakie nas ona skazuje.
Dlatego Mirosława Szychowiak, docierając do sedna pewnych zjawisk oraz do
własnego, niezakłamanego języka – w gruncie rzeczy buduje nowy typ wiersza,
który potrafi być świetnym narzędziem nie tylko własnej autoekspresji, lecz i
definiować złożoność i „niepiękność” wymiarów aksjologicznych, estetycznych i
wszelkich innych, w jakich welonki naszej duszy pływają jak w sadzawce, pełnej
nieekologicznych toksyn.
Odłóżcie ten
tomik w „czułe miejsce” swojego regału, wracajcie do niego, uczcie się poezji do
bólu prawdziwej, wrażliwej, naturalnej i mądrej.
Leszek Żuliński
"Proszę nie płakać" - Książka wydana przez SAPiK, Szczecinek w 2010 r (jako główna nagroda w Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „Malowanie słowem”)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz