Urodziłam się na polu bitwy, na którym
dziewięć wieków z hakiem, dzielny
Bolesław rozpieprzył niemieckiego
Henryka i jego żołnierzy. Na dowód,
że to prawda – postawiono tam
ogromny głaz. Patrzyłam na niego
codziennie z okna mojego pokoju.
Psiak był dzielnicą mało szanowaną,
- znajomi mieszkali we Wrocławiu,
a my na Psim Polu. Byłam wsiurem.
Ten kamień ratował honor, był nasz
I nikt takiego nie miał. Pozwalaliśmy
łaskawie ludziom robić pamiątkowe
zdjęcia, a nawet posiedzieć na ławce.
Nauczyłam się tej bitwy na pamięć
jak pacierza, Psiak nabrał blasku
- stał się ważniejszy, niż jakiś tam
Wrocław. I nagle jakiś wysuszony
okularnik z tytułem postanowił
że jednak m o j e j
bitwy nie było.
Po chamsku mi ją odebrał.
Ze mną mu łatwo nie pójdzie.
Bitwa ukryta w mojej pamięci
ma się całkiem dobrze, dopóki
ktoś nie udowodni, że nic wtedy
nie stało się pod moim oknem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz