Pewnie, że ten dzień nadejdzie.
Nazywam to długim snem, wtedy łatwiej
wymieszać go z przyczajonym strachem.
Lęki chodzą środkiem, wymuszają czołowe
zderzenie. Wchodzę w to, ale nikt mnie
nie spotka ze zgonem wypisanym na twarzy.
Na razie myślę – ile wziąć ze sobą, ile
zostawić, co zniszczyć, a co uznać za niezbity
dowód, że tu byłam. I kto to przechowa?
Kiedy się dowiem, że ktoś chce pamiętać,
odezwę się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz