„Nie wszystko chce się pamiętać”
„To jest historia, która mnie ulepiła” – napisała mi Mirka Szychowiak w dedykacji na wydanej dziesięć lat temu książce z opowiadaniami, zatytułowanej Gniazdozbiór. Czytając jej nowe wiersze z tomu Poza zasięgiem, znalazłem się w kręgu podobnych wspomnień dotyczących osiedla i bloku, typowych dla PRL-u późnych lat sześćdziesiątych, czyli tytułowego „gniazda”. Wyobrażałem sobie, że znajdowało się ono w jakimś dolnośląskim miasteczku, w Oleśnicy, Oławie, Obornikach lub Strzelinie. Byłem w błędzie. Najnowsze wiersze Szychowiak nazywają wprost to miejsce. Chodzi o Psie Pole, odosobnioną, jakby już wiejską, dzielnicę Wrocławia. Poetka rozszerza wspomniany krąg o dodatkowe przeżycia, doświadczenia oraz postaci. Nie ma więc mowy o dublowaniu się wątków. To raczej wciąż trwające uzupełnianie zasobów pamięci. Bohaterka wraca do wydarzeń, „które ją ulepiły”, uznając to za swój pisarski obowiązek. W jego zakres wchodzi nieustanne przypominanie niepozornych, dawno zapomnianych, ludzi. Przy okazji wizerunek samej opowiadającej nabiera dodatkowych barw, jednak podkreślmy, że to nie jest celem samym w sobie. Ważniejsi są ci pominięci, zmieleni przez historię, ludzie. Z opowiadań pamiętam Krzywego, Lodzię, Skibową. Rózię psiarę, beznogiego Wiesia, Frankę Matros, Bola, Krzaków, Marysię Skowronek. Mógłbym tę listę jeszcze ciągnąć, zaznaczając, że każda postać, nawet w wydaniu pijackim i knajackim, wydaje się barwna, mocna i zapisująca się z dozą swoistej godności w czułej pamięci kronikarki
Z nowymi
wierszami wracamy do świata niewielkiego bloku, w którym ważną rolę pełniła
mama narratorki. Do niej jako tzw. „blokowej” zwracali się wszyscy ze swoimi
kłopotami i żądaniami. Nastoletnia narratorka opowiadań z wysokości trzepaka
przyglądała się życiu jak kukiełkowemu teatrzykowi, w którym buzowało od
niespodziewanych zdarzeń, zachowań i wypowiedzi. W tekstach poetyckich punkt
widzenia jest już inny. Widzimy dojrzałą kobietę, której spontaniczne
wspominanie przychodzi z trudem czy obawą. Krytycznie przygląda się temu, co
niespodziewanie wyskakuje z pamięci. Mówi wprost w motcie książki – „Nie
wszystko chce się pamiętać”. Zresztą powtarza to zaraz w pierwszym wierszu
zatytułowanym Zemsta. Już wiemy, że rozczulenia będzie zdecydowanie
mniej, a więcej krytycyzmu i chęci zemsty. Oczywiście, „zemsta” jest umowna i
literacka. Miałaby dotyczyć tych, którzy skrzywdzili lub chcieli skrzywdzić
nadwrażliwą dziewczynkę, przyszłą poetkę. Bohaterka dochodzi do wniosku, że
mszcząc się rzeczywiście, stałaby się taka sama jak ci, co ją skrzywdzili. Nie
pozwoli więc na to, by po latach zmienili ją w „podłego człowieka”. Byłby to
ostateczny triumf zła.
Jak mi się
wydaje, najważniejszym wątkiem tej książki jest próba radzenia sobie z
pamięcią, z racjonalnym zarządzaniem jej zasobami, bowiem bywa ona „okrutna,
nachalna, odbierająca oddech” (Zemsta). Pierwsze utwory tomu w tym
sensie wydają się „autotematyczne”, poświęcone literackiemu ujęciu problemu,
rozpatrywaniu miejsca pamięci, mechanizmów jej działania, psychologii
rozpamiętywania, „niewidocznej żałobie” (Niewidoczne) po tym wszystkim
ulotnym, straconym, a z nagła się odzywającym. Szczególnie zwracają uwagę
wzmianki o kłopotliwych czy niewygodnych treściach świadomości, o „uparcie
chowanych w sobie demonach” oraz zalegającej pamięć i wyobraźnię „smole” (Niewidoczne).
Jeden z tych wierszy nosi tytuł Głowa. To w nim z poziomu fizjologii („W
przednim płacie mózgu utknęło nasze j a”) przechodzi się do psychologii, a
nawet do uogólnień natury etycznej, do opisu relacji między głową a „resztą
ciała”. To w nim mówi się o „wszystkich wstrząsach” i obrażeniach, jakich
opisywane „ja” musiało doznać przez całe życie. Bohaterka mimo „kryzysów i
spięć” może już panować nad tym prawie schizofrenicznym rozgardiaszem; jednakże
nie do końca, bo kiedy „próbuje zrobić głowie/ na złość” i „stara się nie
myśleć”, to głowa natychmiast reaguje buntem, „krzyczy”.
Dopiero po
rozpisaniu zasad, po symbolicznym dogadaniu się z głową, uświadomieniu sobie
rozmaitych przeszkód i obostrzeń, zaczyna płynąć czysty, liryczny monolog, ale
taki który wybiera z bólu, „syfu” i niesmaku piękne postacie, zachowania i
gesty. Lila, „dewizowe kurwiszcze” (Lila), odzyskuje honor i blask,
wreszcie zrozumiana trafia na piedestał dzięki poświęconemu jej utworowi. Olo,
paniczyk, zawsze przez matkę trzymany z dala od „brudasów z podwórka”, obecnie
„nie jakiś tam fafarafa,/ tylko zakonnik”(Olo). Niegdyś prymus Lesio,
duma szkoły i osiedla, teraz zapijaczony menel, skulony w kącie „brudnej,
cuchnącej klatki schodowej” (Schody). I jemu należy się uwaga i
zrozumienie, płynie więc wzruszający monolog wyjaśniający przypadki jego
żywota. Dziewięcioletnia Gosia, która niechciana i niepotrzebna popełniła
samobójstwo, wyskakując przez okno. Poświęcony jej wiersz Ptaszek był
dla mnie wstrząsającym doświadczeniem.
I wszystko to
jakby zatrzymane w czasie, osadzone w realiach „Psiaka”. Bo to też są wiersze o
wspólnocie, o społeczności niby to rozdartej kłótniami i konfliktami, lecz w
gruncie rzeczy skonsolidowanej i solidarnej. Autorka niekiedy nazywa ją wprost,
używając sformułowania „wsiury z Psiaka”. W wierszu polemizującym z ustaleniem
pewnego historyka, który zanegował fakt historyczny dotyczący bitwy na Psim
Polu, czytamy: „Dopóki ktoś nie udowodni, że nic/ się wtedy nie zdarzyło pod
moim/ oknem, ani jeden wsiur z Psiaka/ nie uzna tej samowolki” (Psiak).
Kamień upamiętniający bitwę, duma mieszkańców, musi mieć sens. Tak jak wszystko
– dzieciństwo, ci ludzi i ich życie, wreszcie sam proces rozpamiętywania,
lirycznego „lepienia historii”.
Prócz
przywracających dzieciństwo i czas trudnego dojrzewania wierszy wspomnieniowych
mamy sporo utworów analizujących postępy starości, zarówno własnej, jak i tej
dookolnej, rodzinnej i sąsiedzkiej. Tu konieczna poprawka – Szychowiak nie
analizuje, raczej się wczuwa. Nie jest oschła, jednocześnie nie jest
czułostkowa. Obserwacja i obrazowanie współtworzą coś w rodzaju
racjonalno-emocjonalnego korelatu, doskonale wyważonego zbioru zdań,
empatycznie skupionych na personie czy zjawisku. Bolo godzi się na odwyk
„dzięki paru seansom u mnie” (Kolekcjoner). Jednak z mężem Lusi,
„nałogowym zbieraczem wszystkiego” (Kolekcjoner), już tak łatwo nie
było. Nie dał się przekonać, wreszcie zginął w pożarze, który sam wywołał wśród
nagromadzonych stert śmieci. Owdowiały Benek żartuje, „że nie ma dla kogo
umrzeć” (Drobny retusz). W mieszkaniu Elusi więcej umarłych niż żywych,
ci drudzy „coraz mniej ją obchodzą” (Wizyty). Inna postać w drodze do
domu spokojnej starości zwierza się bohaterce i pyta, dlaczego życie zleciało
tak szybko. Puenta tego wiersza, zatytułowanego Nie ona jedna, brzmi:
„Chciałaby sobie, biedna, urządzić koniec życia/ tak, żeby nie wiedzieć, że to
już”. To są najciemniejsze miejsca książki. Siedzimy razem z bohaterką przy
wielu szpitalnych łóżkach, trzymamy za ręce umierające i umierających. W
związku z tym zastanawiam się, czy to nie jest najsmutniejsza książka poetycka
Mirki Szychowiak. Myślę jednak, że odzywająca się tu rozpacz w paradoksalny
sposób niesie nadzieję i siłę. Jak to się dzieje? Jak ona to robi? Przytacza
historyjki, które tworzą ludzką wspólnotę powikłań i powiązań. Człowieczeństwo
polega na wzajemności, a poezja pomaga ją ustanawiać.
Poetka mimo
wszystko wierzy w człowieka, w jego możliwość przeciwstawienia się złu. Wiersze
ciemne przeplatane są jasnymi, a ostateczny bilans tych porachunków jest, jak
sądzę, pozytywny. Wyławia się z bolesnej pamięci te fragmenty, które umacniały
w poczuciu sensu, uwrażliwiały i ustawiały głos, a w efekcie budowały
człowieka, o jakim poetka opowiada, jakiego chce – jako moralny postulat –
widzieć. Ostatecznie to te fragmenty przeważają, choć nie brak dla przeciwwagi
obrazów ludzkiej słabości, małostkowości i okrucieństwa. Bohaterka obawia się,
że tych obrazów przybywa, że bezceremonialnie zawłaszczają pamięć, i że w
związku z tym „zaczyna powoli brakować miejsca na piękno i siły na zemstę” (Zemsta).
Powtarzam na
koniec – to jest książka skupiona na pamięci i jej pracy, odpowiadająca na
podstawowe pytanie: dlaczego obsesyjnie rozpamiętujemy właśnie to (i tu kolejna
anegdota, mała opowiastka), a nie coś innego, i dlaczego to „inne” często
znajduje się poza zasięgiem. Szychowiak jest mistrzynią poetyckiej narracji przytaczającej
ważne, formujące, wydarzenie z życia. Nie tylko z własnego, lecz przede
wszystkim z życia ludzi obok, najczęściej tych wykluczanych, pomijanych,
przegranych. Nie chce się nad nimi współczująco użalać czy litować, chce oddać
im głos, pokazać z lepszej strony, wspomnieć o tym, jacy byli, zanim upadli,
stoczyli się, przestali liczyć się w rozgrywce.
Niejasne jest
uwodzicielskie działanie jej wierszy. Prawdopodobnie prowadzą nas do źródła
ludzkiej wspólnoty, do jakiejś gatunkowej empatii i nadwrażliwości. Stąd to
niezwykłe wrażenie po lekturze – oczyszczającego działania, zatrzymania się,
wygaszenia na chwilę w sobie skłonności do małostkowości, złośliwości i
niechęci względem bliźniego.
Mirka Szychowiak: Poza zasięgiem. Wydawnictwo ANAGRAM, Warszawa 2024, s. 47