wtorek, 25 sierpnia 2015

Nie nazwę, nie umiem

Powoli urywam się stąd

Coraz jaśniejsze oczy, zieleń poszarzała;
w tej cielistości trudniej znaleźć usta,
zaznaczyć kredką wyłapany kontur.

Jestem opuszczonym, wyziębionym domem,
nic się ścian nie trzyma, odpadają klamry,
strych pełen zagadek zmysiał i wyłysiał. 

Ptasie odchody przyschnięte do desek,
rozebrane gniazda,  bo ptaki odeszły.
Nie ma nawet czego pakować, rozdawać, 

wszystko gdzieś wyrwało, puściło, uciekło.

Gdzie jest schowane to, co mnie tu trzyma,
przykręca śrubki, dorzuca do pieca?
Taki podmuch na moje zmartwienia,
 

ludzki odruch.

2 komentarze: